Przymusowa przeprowadzka Dynamicznego Damiana do biurka przy akwarium Gandzi była całkiem niezłym pomysłem. Gandzia to był kawał gnoja i nikt go nie lubił. Cholerny cwaniak i kłamca, typowy korpoterrorysta, obserwował nas codziennie zza tych szyb znad „Rzeczpospolitej”. Ale od kiedy podrzuciliśmy mu Dynamicznego, co tylko podniósł wzrok, spoglądał na niego, opadały mu powieki i stawał się senny. I o to nam chodziło. Skoro już nie mogliśmy się go pozbyć….
A próbowaliśmy. Wymyślaliśmy różne sposoby i do jednego z nich chcieliśmy namówić Edith. Ten akurat był najlepszy i najprostszy. Wymyśliliśmy, że Edith, jako asystentka, pod jego nieobecność zasłoni mu w akwarium żaluzje, a kiedy tylko Gandzia zjawi się po lunchu w biurze, potargamy Edith bluzkę oraz stanik i wepchniemy za drzwi. I będziemy filmowali, jak wybiega z krzykiem. Nie wiem, co z tym pomysłem było nie tak, ale Edith za żadne skarby nie chciała się zgodzić. Mimo, że obiecaliśmy zwrócić jej kasę za stanik i za bluzkę. Zresztą zrzucić chcieli się wszyscy i obojętnie, jaką drogą by kupiła, wychodziłoby najwyżej pięć zeta od łeba.
Niestety ten pomysł, jak i wiele innych spalił na panewce. Ale okazja, żeby dopiec Gandzi nadarzyła się wkrótce sama. A wszystko w dniu, gdy z Ifałkiem wybraliśmy się na zakupy. Zobaczyliśmy go w oddali z żoną oraz z córką. I kiedy Ci się rozdzielili, poszliśmy powoli za nią do Sephory. Żeby jakoś nie wtopić, wymyśliliśmy sobie pseudonimy operacyjne. Ja chciałem być Sebą a Dawid Krystianem.
Plan był taki. Wszedłem do Sephory i spacerowałem tuż przy żonie Gandzi. Za chwilę wpadł Ifałek i woła od progu:
- Sebaaa, wiesz, kogo widziałem?
Ja stałem koło niej dyskretnie się przyglądając.
- Sebaaaaaaa – darł się od wejścia Ifałek.
- eeeeeee, Sebaaaaaaaaaaa – krzyknął głośniej.
- Rafiku! – ryknął – ku*wa – dodał ciszej.
Żona Gandzi spojrzała dyskretnie. I wtedy dopiero skojarzyłem, że ja jestem Sebą.
- co tam Ifa… eee, no Krystian?
- ty wiesz kogo widziałem?
- no. To znaczy nie. No kogo? Gadaj?
- Gandzię.
- był z tą lafiryndą z księgowości, co mu laskę robi?
- nie. Był sam, choć wydawało mi się, że tę drugą, z zamówień, tuż obok widziałem.
- ehhh, nieważne. To nie nasza sprawa Krystian. On już wszystkie stukał. Nawet tę sprzątaczkę.
I w tym momencie osłupiała żona Gandzi upuściła na podłogę luksusową wodę. My udając, że nic nie widzimy, wyszliśmy powolnym krokiem z tej Sephory.
Gandzia następnego dnia nie przyszedł do pracy. Nie przychodził zresztą cały długi tydzień. Ale gdy po tygodniu wrócił, zrobiło się niewesoło…