część I tu <click>
część II tu <click>
Samantha. Tak miała na imię prawdziwa matka Malika. Właściwie to Iwona, ale prosiła wszystkich kumpli z dzielni, żeby nazywali ją Samanthą. Przez h w środku, bo czuła się bardziej sexy. To w jej opinii, bo generalnie sprawiała wrażenie taniej lafiryndy. A zresztą nie tylko sprawiała. Samantha zaczęła urzędować z chłopakami dosyć wcześnie. To znaczy, jak na standardy dzielnicy, w której mieszkała to dosyć późno. Miała 14 lat i wszystkie koleżanki z niej się śmiały, że jest żelazną dziewicą. W pierwszej klasie gastronomika pocałowała się z Grześkiem, później z Waldkiem, kiedyś znowu z Grześkiem, a na końcu wylądowała na wersalce Jacka, kumpla z klatki obok, gdy akurat starzy poszli do roboty. Gdy się okazało, że jest w ciąży, tak naprawdę nie wiedziała do kogo się zwrócić. Z Grześkiem całowała się wprawdzie dwa razy, ale z Waldkiem za to z języczkiem. Podejrzenia padały też na Jacka.
Kiedy Samantha urodziła dziecko, postanowiła podrzucić je na klatkę starej kamienicy dwa osiedla dalej. Kamienicy, w której mieszkali państwo Zuanzi. I kiedy pani Zuanzi schodziła późnym wieczorem, żeby wynieść śmieci, potknęła się o małe zawiniątko na ciemnej klatce schodowej.
- Hamuka te – syknęła pani Zuanzi, co w wolnym tłumaczeniu brzmiało: ku*wa mać.
W tym samym momencie zawiniątko się poruszyło i zaczęło płakać. Pani Zuanzi ze zdumieniem spojrzała na noworodka i po naradzeniu się z mężem, postanowiła przygarnąć maleństwo i wychowywać jak swoje, pilnie strzegąc tej tajemnicy przed Rysiem, bo takie imię widniało na karteczce, przyczepionej do znoszonego becika. I nazwisko. Malik. Choć nikt nie miał pewności, że ono jest prawdziwe.
Żal nam do cholery było tego Malika. Znaliśmy się tyle lat i tyle wspólnie przeżyliśmy. Każdemu z nas kroiło się serce, jak patrzył na jego cierpienie. A on to zaczął wykorzystywać. W ogóle to stał się jakiś agresywny i nazywał nas nie inaczej, jak pieprzonymi białasami. To znaczy wszystkich prawie, poza Miriamem. Miriam dalej tkwił w tym całym „szoku” i co spotykał Malika, to zawsze powtarzał:
- stary. No ku*wa uwierzyć nie mogę. Ciągle to do mnie nie dociera. Szok. Dla mnie zawsze będziesz czarny.
- dzięki Miriam. Na Ciebie zawsze mogłem liczyć.
- jesteś czarny jak smoła. No patrz, jak tyle lat można było się mylić. Szok.
- No. Widzisz.
- dla mnie jesteś czarny, jak węgiel w kopalni. No szok. Po prostu szok.
- zajebioza.
Miriam nadużywał słowa szok i prawdę mówiąc przeginał pałę. Przez całe lata brał udział w spisku, udając, że wierzy w to, że Malik jest czarny, a teraz robił wszystko, żeby się wybielić. Wkurzaliśmy się z chłopakami trochę, pamiętając jeszcze, jaką awanturę Malik zrobił Mireczkowi, gdy ten dal mu kanapkę akurat z białym serkiem. Przysłuchiwaliśmy się temu dialogowi wkurzeni.
- no Malik… między nami nic się nie zmieniło – powiedział Miriam. – Będę kochał cię, jak brata. Dla mnie jesteś czarny, bro.
Jak już powiedział do Malika bro, to Isiowi puściły nerwy.
- Malik. Wszyscy wiedzieliśmy, że jesteś biały. I to od czasu szkoły średniej. Miriam też wiedział.
Malik zaskoczony spojrzał na Miriama, Miriam zaskoczony spojrzał na Isia, a Isiu pokazał mu faka,
- fakya bro – dorzucił.
- Nieprawda. Malik. On łże. Dla mnie jesteś czarny jak smoła, jak sadza, jak ziemia do kwiatków, jak, jak, jak… eeee
- jak co? – zapytał Malik.
- jak ciemna dupa – szepnął do ucha Miriama Mireczek.
- jak ciemna dupa – powtórzył bezmyślnie Miriam, po czym zanim się zorientował, leżał na ziemi z krwawiącym nosem.
- i nie mów do mnie nigdy więcej bro. Pieprzony białasie.