piątek, 22 listopada 2013

historia jednego gwałtu

Lutka została zgwałcona 19 października o godzinie 1:46 czasu lokalnego wśród gęstwiny nieco zapuszczonej części parku Chopina. Mimo, że od gwałtu upłynęło już trochę czasu, Lutce do dziś na samo wspomnienie trzęsły się jeszcze nogi. Przechadzała się tamtędy jak codzień, powoli, rozglądając się na boki. Wieczór był już chłodny i nieco deszczowy, ale Lutka nigdy łatwo się nie poddawała. Szła i szła i szła, aż w końcu drogę zagrodził jej ekshibicjonista, rozchylając poły swego płaszcza, pokazując wszystko to, co miał do pokazania. Lutka stanęła jak wryta, a jej oczy robiły się coraz większe i większe i większe. Lutka zbaraniała. No i ją zatkało. Patrzyła, jak szpak w eee… kość i uwierzyć nie mogła, że jej się to przytrafiło. Jak już otrzeźwiała, ruszyła wolnym krokiem w stronę tego zboka. Zbok cofnął się o krok. Lutka przyspieszyła. Zbok cofnął się dwa kroki, Lutka przyspieszyła bardziej, ten cofnął się trzy kroki, ta puściła biegiem. Lecz on widząc, co się dzieje, zapiął płaszcz i wciągnął majtki i zaczął uciekać.

Biegła za nim Lutka, aż się zasapała i nim się zorientowała, była wśród tych chaszczy, w tej dzikiej gęstwinie. Zgięta w pół, podparta dłońmi o kolana, zasapana stała, no bo w końcu miała już te swoje lata. Wydychała powietrze bezzębnymi ustami, przecierała dłonią swe spocone czoło. I gdy omal nie straciła przytomności w tej ciemnej alejce, zaszedł ją od tyłu drab i zasłonił usta. Wciągnął w krzaki, zadarł kieckę i ją wykorzystał. Leżała tak Lutka jeszcze przez godzinę, widząc w oczach gwiazdy, które jakoś dzisiaj świeciły tak jasno.

Lutka miała liście w każdym zakamarku, podniosła się z ziemi, z błota otrzepała, opuściła kieckę i poszła do domu z uśmiechem na twarzy, podśpiewując cicho. Chodziła po tym parku całymi nocami od kilku miesięcy, aż się jej trafiło to, o czym marzyła. Bo już była stara i bardzo zniszczona więc nikt jej dotknąć nie chciał, nawet po pijaku…

1 komentarz:

bring it