część I tu <click>
- Matka mnie ostrzegała, żebym się z tobą nie żenił. Idiotko.
- a ugryź mnie w dupę… Ałłaaa.
Ta wyjątkowo irytująca para kłóciła się ze sobą od momentu, kiedy zjechaliśmy windą do kopalni, drażniąc tym wszystkich dookoła. Cała wycieczka wiedziała już, że ona jest prostaczką ze wsi i gdyby nie on, to tkwiła by tam do dziś. On zaś, gdyby nie ona, do dziś byłby prawiczkiem, bo żadna inna wcześniej go nie chciała. I takie tam różne inne rzeczy. Na przykład, że był tym prawiczkiem do trzydziestego siódmego roku życia. Spojrzał w popłochu na grupę, z którą przyszli i miał nadzieję, że nikt tego nie usłyszał. Trzy panienki patrzyły dziwnie w sufit wypatrując nie wiadomo czego, kolo z tatuażami pogwizdywał patrząc się na boki, a elegancki starszy pan przyglądał się swoim butom.
Jednak nie sposób było nie spojrzeć na nią, bo strasznie krzyczała.
- Ałłaaaa. Coś mnie ugryzło w dupę.
- Milcz prostaczko. Wszyscy się na ciebie gapią.
- Jezuuu, jak boli. Mnie naprawdę coś ugryzło w dupę.
- Ciebie nawet komary omijały szerokim łukiem.
- Kiedy mnie naprawdę… - i w tej jednej, krótkiej chwili zaczęło się dziać z nią coś dziwnego. Zaczęła charczeć, jakby się dławić. Jej oczy zrobiły się jakieś puste, a jej ciało zaczęło nienaturalnie się wyginać.
- W łóżku byłaś kiepska, aktorsko też nie bardzo – to ostatnie słowa, jakie wypowiedział, zanim rzuciła się na niego i ugryzła w szyję. Tryskająca, jak fontanna, krew zalewała pozostałych uczestników wycieczki, którzy do tej pory przyglądali się tej kłótni w milczeniu.
- Danusiu – przerwał grobową ciszę starszy, elegancki, na oko sześćdziesięcioletni pan – spie*dalajmy.
Po czym łapiąc swą żonę za rękę, skierował się w stronę szybu windy. Skłócony małżonek wił się na podłodze, drąc się jakby go zażynali, gdy zaczęła się w nim dokonywać przemiana, a jego żona w tym czasie rzuciła się w stronę grupy, z którą do tej pory zwiedzała kopalnię. Ludzie zaczęli krzyczeć i rozbiegli się w panice we wszystkich kierunkach. Zaczęło dziać się coś dziwnego.
Byliśmy w zupełnie innej części kopalni, ale zaczęły nas niepokoić te przeraźliwe wrzaski dobiegające z oddali.
- ciekawe co się tam dzieje – zapytał Mireczek.
- pewnie napadło ich zombie – zarechotał Gołąb.
- aaahahahahahahaha – śmialiśmy się do rozpuku. Właściwie to nie wiem czemu, bo żarty Gołębia nigdy nie były śmieszne.
- haha – padłbym chyba ze śmiechu, jakbym zobaczył zombie w Wieliczce – powiedział Isiu.
I padł, gdy tuż przed nim wyskoczyła ta, która kłóciła się z mężem, charcząc i tocząc z pyska pianę. Niestety podskoczyła za wysoko i przy*ebała łbem w stropową belkę. A kiedy padła, my, wykorzystując tę krótką chwilę, rzuciliśmy się do ucieczki, mijając po drodze Malika, który trzymał w ręce jakiś srebrny kołek. Ciekawe, skąd on znowu to za*ebał.
- Maaaalik. Uuu-cie-kaj. Gonią nas zombie - krzyknąłem tylko.
- Tiaa, yhmm. I mecha-godżilla - spokojnie odparł Malik.
część III tu <click>